Garth Nix, Zagubieni Książęta, tłum.
Natalia Wiśniewska, wyd. Wydawnictwo Literackie
Garth Nix jest naprawdę pomysłowym
pisarzem. Widać to nie tylko wtedy, gdy porównamy to, co dotąd
napisał z dorobkiem innych autorów. Nawet w obrębie swojego
pisarstwa potrafi stworzyć zupełnie różniące się od siebie
cykle powieściowe. „Zagubieni Książęta” nie otwierają co
prawda nowej serii, ale zdecydowanie nie przypominają poprzednich
książek Niksa. Pierwsze, co rzuca się w oczy jako nietypowe
(nie-Niksowe), to miejsce akcji. Tym razem jest to zaawansowany
technologicznie świat rodem z science – fiction. Chociaż trudno
zaszufladkować Niksa, to jednak dotąd bliżej mu było do fantasy.
„Książąt” łączy z wcześniejszymi powieściami Niksa to, że
zostali napisani z myślą o młodzieży, ale mogą być intrygujący
w odbiorze również dla dorosłych. Przynajmniej tych, którzy mają
ochotę przeczytać coś niezobowiązującego, a zarazem
wciągającego.
Akcja „Zagubionych Książąt”
rozgrywa się w nieokreślonej, dość odległej od naszych czasów
przyszłości. W państwie nazywanym po prostu Imperium, rządzonym
przez jednego Imperatora oraz wiele milionów Książąt przy pomocy
towarzyszących im kapłanów. W powieściowym świecie Niksa nic nie
jest takie, do czego przywykliśmy. Kapłani są rodzajem urzędników
o różnych specjalizacjach, Imperator dysponuje nieograniczoną
władzą i wiedzą, ale pozostaje niewidoczny dla innych i komunikuje
się przy pomocy mentalnej sieci. A Książęta? Mimo podrasowanych
ciał, usprawnionych zmysłów i wiedzy ładowanej wprost do mózgów,
muszą liczyć się z tym, że dla innych książąt są tylko
konkurencją w drodze do tronu, a ich zwierzchnictwo nad zwykłymi
ludźmi i układami planetarnymi zależy od tak wielu powiązań i
układów, że często bywa iluzoryczne. W takich warunkach przyszło
żyć Kemriemu, nowemu Księciu, wobec którego imperator ma swoje
plany. Co bynajmniej nie usuwa z jego drogi wszystkich przeszkód.
Początek „Książąt” jest dość
dynamiczny, przypomina scenariusz gry komputerowej (coś jest na
rzeczy, skoro autor w dedykacji wspomina o wykorzystaniu fabuły tej
książki do stworzenia gry Imperial Galaxy). Na szczęście, chociaż
w „Zagubionych Książętach” ciągle coś się dzieje, autor
postawił przede wszystkim na zmiany w osobowości głównego
bohatera. A trzeba przyznać, to one przesądzają o
tym, że lubimy właśnie tę postać. Być może ulepszoną
genetycznie, o wielu nadludzkich zdolnościach, nauczoną
instrumentalnie traktować ludzi innych niż Książęta i kapłani,
a mimo to z czasem dostrzegającą, co w życiu jest tak naprawdę
ważne. Dodam przy okazji, że jest to także powieść o miłości i
to wdzięcznie pokazanej jako katalizator pozytywnych zmian. Bez
obaw, książka nie staje się przez to zbyt „dziewczyńska”.
Moim zdaniem zaintryguje i niejednego chłopca, zwłaszcza że wątki
uczuciowe pojawiają się dopiero w drugiej połowie powieści. I tak
najistotniejsza jest gotowość Kemriego do nauki i coraz częstsze
wykorzystywanie przez niego bezpośredniego doświadczenia zamiast
przyswojonej bez wysiłku teorii. Co nie znaczy, że Kemriemu od razu
przychodziło to z łatwością. Poczucie wyjątkowości i na pozór
nieograniczone możliwości związane z pozycją Księcia skutecznie
w tym przeszkadzały. Na szczęście dla nas i samego Kemriego głównie
na początku powieści.
Polecam dla młodocianych pożeraczy
książek i ich rodziców :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz