czwartek, 16 czerwca 2016

Marc Elsberg, Blackout



Marc Elsberg, Blackout, tłum. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, czyta Jakub Wieczorek, wyd. Biblioteka Akustyczna

Wyobraźcie sobie, że nagle z dnia na dzień nie można włączyć piekarnika, z kranów przestaje lecieć nie tylko ciepła, ale w ogóle jakakolwiek woda. I co mlekiem w lodówce, której ciche mruczenie dotąd towarzyszyło naszym pracom w kuchni? Milczy radio, telewizja, stopniowo przestaje działać internet, a na stacjach paliw nie zatankujemy już samochodu. Znów w cenie są kominki i piece kaflowe, a loty samolotem są równie dostępne jak wyprawy rakietą na Księżyc. „Blackout” to opowieść o współczesnej Europie, którą sparaliżowały awarie elektrowni i tajemnicze przeciążenia sieci energetycznych. Na pozór przypadkowe, na pozór łatwe do opanowania. A jednak kryje się za nimi coś więcej niż tylko przejściowe problemy techniczne.

Marc Elsberg zaimponował mi przygotowaniem do tematu. Wydaje się, że dotarł do każdej możliwej informacji odnośnie prądu i jego wytwarzania oraz sieci przesyłowych ze szczególnym uwzględnieniem powiązań i zależności pomiędzy europejskimi krajami. Elsberg wie chyba niemal wszystko o instytucjach unijnych i państwowych, planach kryzysowych i urzędowych procedurach. Dzięki temu był w stanie odtworzyć w miarę wiernie, co może się dziać podczas długotrwałego braku prądu m.in. na szczeblach rządowych. A nie tylko przedstawić, jak taka nietypowa sytuacja dotyka zwykłych ludzi. Efektem takiej strategii jest mnogość bohaterów, wśród których przewijają się urzędnicy państwowi, szeregowi pracownicy elektrowni, dziennikarze, agenci rządowi i specjaliści od energetyki, a także osoby postronne. Trochę to utrudnia rozeznanie się, przynajmniej na początku, kto lub kim będą najważniejsi bohaterowie, wokół których będzie się kręcić cała ta historia.

Nie dziwi mnie zatem sposób zaprezentowania lektury przez Jakuba Wieczorka, lektora. Jego głos wydawał mi się najpierw zanadto monotonny, ponieważ jego modulacja zmieniała się tylko w zależności od tego, czy odzywała się kobieta czy mężczyzna. Potem zrozumiałam, że przy takim natłoku postaci, jaki panuje w „Blackoucie”, nie można sobie pozwolić na nadawanie indywidualnego brzmienia każdemu, kto pojawił się na kartach tej książki. Wprowadziłoby to tylko niepotrzebny chaos. Nie mówiąc o tym, że to raczej zadanie ponad możliwości jednego lektora. Jednostajność głosu czytającego okazała się w tym przypadku czymś pozytywnym, czynnikiem dzięki któremu łatwiej skupić się na tekście.

Chociaż dobrze się słucha, jak dla mnie „Blackout” okazał się nazbyt szczegółowy, by mógł mi się w pełni podobać. Od powieści sensacyjnych oczekuję jednak więcej emocji aniżeli wiedzy. Dla wielu osób może to być jednak sporą zaletą. Niemniej doceniam zaangażowanie autora i jego mrówczą pracę. Na pewno po wysłuchaniu „Blackoutu” z większym respektem odnoszę się do elektryczności we własnym domu i zdarza mi się pomyśleć, co by było, gdyby jej zabrakło na dłużej niż kilka godzin. Bo na taki scenariusz nikt nie jest gotowy i „Blackout” pokazuje to aż nazbyt wyraźnie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz