czwartek, 3 marca 2016

Henning Mankell, Grząskie piaski



Henning Mankell, Grząskie piaski, tłum. Ewa Wojciechowska, czyta Leszek Filipowicz

Wiedziałam, że Henning Mankell był nie tylko autorem poczytnych kryminałów. Niemniej skala jego zainteresowań i zajęć przerosła moje oczekiwania. „Grząskie piaski” powstały u schyłku życia pisarza, wtedy gdy dowiedział się on o swojej chorobie nowotworowej i podjął leczenie, nie przewidując ani jego skuteczności ani przebiegu. Nie jest to jednak pamiętnik z pobytu w szpitalach, opis terapii czy wykaz branych leków. Henning Mankell w „Grząskich piaskach” spogląda na swoje życie, wybierając z niego momenty znaczące i ważne dla niego samego. Mimo wielu osobistych i prywatnych szczegółów, wspomnień z dzieciństwa, lat młodzieńczych i w końcu dojrzałych, nie odniosłam wrażenia, że znam biografię Mankella na wylot. Znajomość każdego wydarzenia,  każdej daty i faktu nie okazała się potrzebna.

Zamiast tego ofiarowano mi to, co składa się na esencję osobowości i charakteru tego człowieka. Jego wyjątkowość i spojrzenie na świat. W „Grząskich piaskach” jest miejsce na przemyślenia i obserwacje, wnioski z ciekawych lektur, znaczące spotkania i zdarzenia, z których Mankell czerpał swoje doświadczenie lub które nadawały jego egzystencji nowy kierunek, pomagały odnaleźć poczucie sensu lub cudowności istnienia. To dużo więcej niż oferuje większość autobiografii. „Grząskie piaski”, choć pozbawione porządku chronologicznego, nie mają w sobie nic z przypadkowości i chaosu. Henninga Mankella interesuje i drugi człowiek i ludzkość jako taka. W szczególności to, co pozostało po naszych odległych w czasie przodkach oraz to, co my zostawimy następnym pokoleniom.

Ciekawy jest również jego stosunek do przemijania i choroby, która ostatecznie okazała się śmiertelna. Mankell nie ukrywa swojego braku wiary w Boga czy jakąkolwiek inną wyższą istotę, która miałaby wpływ na ludzki los. Nie wiem, jakie były jego ostatnie chwile, ale „Grząskie piaski” nie są przepełnione rozpaczą czy strachem. Są opowieścią człowieka, który godzi się z tym, co nieuniknione. Bywa na badaniach, podejmuje się terapii, ale w tekście skupia się nie na szansach na dalszy ciąg życia, ale na tym, co już go spotkało i ukształtowało.

Ci, którzy znają kryminały Mankella o szwedzkim policjancie Kurcie Wallanderze, zobaczą dzięki „Grząskim piaskom”, jak wiele ma jego bohater z niego samego. Pewien sposób odbioru rzeczywistości i wewnętrzne zrównoważenie, dodatkowo świetnie podkreślone głosem lektora, Leszka Filipowicza. Wyjaśni się także, skąd tak częste w jego prozie wątki afrykańskie. Jest to o tyle znaczące, że Mankell o Wallanderze wspomina... ledwie raz! Ja odnalazłam policjanta ze Skanii również w opisie strasznego wybuchu zazdrości – przykład na to, że pisarze czerpią z własnych doświadczeń.

Grząskie piaski” nie mają wartkiej akcji czy dialogów. Nie opierają się na datach czy suchych faktach. Za to dają możliwość poznania drugiego człowieka w najpełniejszym możliwym wymiarze. I to bez wszystkich intymnych szczegółów, zwłaszcza natury erotycznej, które co niektórzy wręcz czują się w obowiązku ujawniać.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz