Henning Mankell, Grząskie
piaski, tłum. Ewa Wojciechowska, czyta Leszek Filipowicz
Wiedziałam, że Henning
Mankell był nie tylko autorem poczytnych kryminałów. Niemniej
skala jego zainteresowań i zajęć przerosła moje oczekiwania.
„Grząskie piaski” powstały u schyłku życia pisarza, wtedy gdy
dowiedział się on o swojej chorobie nowotworowej i podjął
leczenie, nie przewidując ani jego skuteczności ani przebiegu. Nie
jest to jednak pamiętnik z pobytu w szpitalach, opis terapii czy
wykaz branych leków. Henning Mankell w „Grząskich piaskach”
spogląda na swoje życie, wybierając z niego momenty znaczące i
ważne dla niego samego. Mimo wielu osobistych i prywatnych
szczegółów, wspomnień z dzieciństwa, lat młodzieńczych i w
końcu dojrzałych, nie odniosłam wrażenia, że znam biografię
Mankella na wylot. Znajomość każdego wydarzenia, każdej daty i faktu nie okazała się potrzebna.
Zamiast tego ofiarowano mi
to, co składa się na esencję osobowości i charakteru tego
człowieka. Jego wyjątkowość i spojrzenie na świat. W „Grząskich
piaskach” jest miejsce na przemyślenia i obserwacje, wnioski z
ciekawych lektur, znaczące spotkania i zdarzenia, z których Mankell
czerpał swoje doświadczenie lub które nadawały jego egzystencji
nowy kierunek, pomagały odnaleźć poczucie sensu lub cudowności
istnienia. To dużo więcej niż oferuje większość autobiografii.
„Grząskie piaski”, choć pozbawione porządku chronologicznego,
nie mają w sobie nic z przypadkowości i chaosu. Henninga Mankella
interesuje i drugi człowiek i ludzkość jako taka. W szczególności
to, co pozostało po naszych odległych w czasie przodkach oraz to,
co my zostawimy następnym pokoleniom.
Ciekawy jest również
jego stosunek do przemijania i choroby, która ostatecznie okazała
się śmiertelna. Mankell nie ukrywa swojego braku wiary w Boga czy
jakąkolwiek inną wyższą istotę, która miałaby wpływ na ludzki
los. Nie wiem, jakie były jego ostatnie chwile, ale „Grząskie
piaski” nie są przepełnione rozpaczą czy strachem. Są
opowieścią człowieka, który godzi się z tym, co nieuniknione.
Bywa na badaniach, podejmuje się terapii, ale w tekście skupia się
nie na szansach na dalszy ciąg życia, ale na tym, co już go
spotkało i ukształtowało.
Ci, którzy znają
kryminały Mankella o szwedzkim policjancie Kurcie Wallanderze,
zobaczą dzięki „Grząskim piaskom”, jak wiele ma jego bohater z
niego samego. Pewien sposób odbioru rzeczywistości i wewnętrzne
zrównoważenie, dodatkowo świetnie podkreślone głosem lektora,
Leszka Filipowicza. Wyjaśni się także, skąd tak częste w jego
prozie wątki afrykańskie. Jest to o tyle znaczące, że Mankell o
Wallanderze wspomina... ledwie raz! Ja odnalazłam policjanta ze
Skanii również w opisie strasznego wybuchu zazdrości – przykład
na to, że pisarze czerpią z własnych doświadczeń.
„Grząskie piaski” nie
mają wartkiej akcji czy dialogów. Nie opierają się na datach czy
suchych faktach. Za to dają możliwość poznania drugiego człowieka
w najpełniejszym możliwym wymiarze. I to bez wszystkich intymnych
szczegółów, zwłaszcza natury erotycznej, które co niektórzy
wręcz czują się w obowiązku ujawniać.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz