wtorek, 20 stycznia 2015

Grażyna Jagielska, Korespondent



Grażyna Jagielska, Korespondent, czyta Anna Apostolakis, wyd. Biblioteka Akustyczna

Korespondent” to moje pierwsze spotkanie z Grażyną Jagielską, autorką „Serca z kamienia” (czeka na swoją kolej) oraz „Anioły jedzą trzy razy dziennie”. Pierwsza z nich jest osobistą, opartą na prawdziwych przeżyciach historią kobiety, żony korespondenta wojennego, którą niepokój o męża zaprowadził ostatecznie do szpitala psychiatrycznego. Jako pacjentkę. Druga dotyczy ludzi, których autorka tam właśnie spotkała – głównie weteranów wojennych, ale także zwykłych osób, które pogubilły się w codziennym życiu. „Korespondent” jest jednak inny, całkowicie fikcyjny, chociaż kto wie, ile ze wspomnień męża Jagielskiej złożyło się na jego powstanie. Opis „Korespondenta” wydaje się całkiem atrakcyjny – małżeńska para, Caroline i Adam Matyasowie, fotografka i dziennikarz, pomiędzy kolejnymi reporterskimi wyprawami zatrzymują się ponownie w Indiach. Tam, w swoim ulubionym azylu, w domu niejakiej Gopalowej, z ust innego lokatora, najemnika o barwnej przeszłości poznają historię pewnego zaginionego w Afganistanie korespondenta. Chociaż ta opowieść fascynuje oboje małżonków, to Caroline postanawia ruszyć śladami dziennikarza i poznać jego losy.

Niestety, w tym miejscu, w którym mogłoby się wiele rozstrzygnąć i wydarzyć, „Korespondent” się kończy. Co dla mnie niezrozumiałe, większość fabuły „Korespondenta” obejmuje pobyt w Indiach głównych bohaterów, ich zastanawianie się nad perypetiami pewnego malarza, również lokatora Gopalowej, chodzenie po ulicach, posiłki, robienie zdjęć (to Caroline), rozważania o zarazie itp. Dodatkowo opowieść zyskuje całkiem niepotrzebnych narratorów – Gopalową i jej męża – którzy niczego nie wprowadzają do akcji, a nawet zaciemniają ją i powodują, że jeszcze trudniej nabrać jej rozpędu. Mija sporo czasu, zanim po raz pierwszy usłyszymy o zaginionym korespondencie. I jeszcze więcej zanim coś zacznie się w związku z tym dziać. Tylko po to, by ostatecznie pozostać z niczym. No, może poza uczuciem nabicia w butelkę.

Z „Korespondenta” z pewnością dowiemy się, że praca reportera wojennego nie zawsze jest pasmem przygód, że częstsze są okresy nudy i wyczekiwania aż coś drgnie w jednym z zapalnych regionów świata, a do wielu umówionych spotkań z rozmówcami po prostu nie dochodzi. Tym samym nie powstają artykuły i wywiady. Szkoda tylko, że Jagielska skupiła się tylko na tym aspekcie. I na pobycie swoich bohaterów w Indiach. Nie oczekiwałam, że znajdę w jej książce taką samą wiedzę o świecie, którą można znaleźć w reportażach, bo w końcu to inny typ literatury. I rzeczywiście jej tam nie ma. Za to jest indyjska codzienność pokazana przede wszystkim oczami Gopalowej, niespecjalnie ciekawa i nie mająca wiele wspólnego z głównym wątkiem powieści (a przynajmniej z tym wątkiem, który ja uważam za główny i który powinien zostać rozwinięty, a nie tylko zasygnalizowany).

Chociaż uwielbiam audiobooki, „Korespondenta” wysłuchałam z trudem i z największą niecierpliwością. Całkowicie mnie zawiódł. Nawet głos Anny Apostolakis nie mógł tu już niczego naprawić. Jeśli dana historia jest kiepska, nie pomoże jej najlepszy lektor. I nie sądzę bym miała inne odczucia po lekturze papierowej wersji. Szkoda.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz