czwartek, 3 lipca 2014

Agnieszka Olejnik, Zabłądziłam




Agnieszka Olejnik, Zabłądziłam, wyd. Wydawnictwo Literackie

Gdyby ktoś mi powiedział, że nie tylko przeczytam romans, ale jeszcze do tego popłaczę się nad nim jak bóbr, postukałabym się znacząco w czoło, że dać wyraz temu, co o tym myślę. A jednak. Wciągnęłam się, wzruszyłam i nie odpuściłam aż do ostatniej strony. Co prawda gdy mąż, widząc moje poruszenie, podpytywał o kolejne wydarzenia, które stały się udziałem bohaterów powieści „Zabłądziłam”, łapałam się na tym, że nie opowiadam mu nic nowego, nic odkrywczego. Historia miłosna dwójki bardzo młodych ludzi jest czymś starym jak świat. Nie wiem, jak to zrobiła Agnieszka Olejnik, że przedstawiła ją w sposób wywołujący tak wiele emocji. Być może dlatego, że nie zaczęła jej typowo i przewidywalnie od problemu – kocha, nie kocha, ale dała nam szansę poznać swoich bohaterów w szerszym kontekście.

Narratorką powieści jest szesnastoletnia Maja. Od początku wokół jej postaci unosi się aura smutku i wyobcowania. Maja na tyle uczestniczy w życiu szkoły, na ile musi, nie angażuje się w przyjaźnie, nie chodzi na imprezy, z nikim nie spotyka się po lekcjach. Jedynym wyjątkiem w jej rozkładzie dnia są treningi koszykówki. Nastolatka ma za sobą niezwykle traumatyczne przeżycia. To ona, pod nieobecność rodziców w domu, znalazła w łazience ciało swojej starszej siostry, samobójczyni Kai. To doświadczenie naznaczyło ją i zmieniło cały jej świat. Alek, nowy uczeń, ma za sobą podobne doświadczenia, tylko inaczej je odreagowuje niż Maja. Dla zamkniętej w sobie dziewczyny, Alek jest pokrewną duszą, ale nie dąży ona do nawiązania z nim kontaktu. Do czasu...

Agnieszka Olejniczak pokazała swoich nastoletnich bohaterów jako wrażliwych, radzących sobie po swojemu z emocjami i bagażem przeszłości nastolatków. Z własnym światem i swoimi wartościami, o cechach charakteru, które mogą czasem drażnić, ale generalnie budzą sympatię i współczucie. Otwartych na siebie i czerpiących z uczucia życiodajną siłę. Popełniających pierwsze błędy i próbujących brać za nie odpowiedzialność, bez względu na to, jak będzie trudna. Są młodzieńczo nieporadni i uczciwi, pozbawieni cynizmu – chyba to tak do nich przekonuje. Olejnik ma wyczucie w budowaniu wiarygodnych postaci, być może dlatego, że „Zabłądziłam” pisała wtedy, gdy jeden z jej nastoletnich synów przeżywał pierwsze sercowe rozterki.

Autorka ładnie też skonstruowała całą fabułę, stopniowo odkrywając pełną prawdę o rodzinie Mai i Alki i pozwalając, by ich związek ewoluował. Miłość między nimi stopniowo przeradza się z ucieczki od świata w związek oparty na czymś zdecydowanie innym niż rodzinne tragedie. To przesunięcie środka ciężkości sprawia, że formuła powieści nie wyczerpuje się, nie powtarza po wielokroć tych samych wątków, a zaciekawia dalszym, dramatycznym (o, tak!) ciągiem.

Zabłądziłam” przypomniało mi, jak to było, gdy miłość wypełniała cały świat, nawet wdychane powietrze, i nie było od niej nic ważniejszego! Polecam ją osobom, które lubią się powzruszać, tak po prostu.

PS. Do romansów nadal się nie przekonałam, ale cieszę się, że powstają i takie, po których widać, że autor włożył w nie pracę myślową i własną wrażliwość. „Zabłądziłam” do nich należy.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz