Mo Yan, Zmiany, tłum.
Agnieszka Walulik, wyd. W.A.B
Moje pierwsze zetknięcie
z twórczością Mo Yana, laureata zeszłorocznej Nagrody Nobla, było
późne i nie dotyczyło żadnej z jego sztandarowych, obsypanych
nagrodami powieści. „Zmiany” to niewielka książeczka,
objętościowo skromna, zgrabnie przykrojona, rodzaj nietypowej
autobiografii (dlaczego nietypowej? – o tym za chwilę). A i tak Mo
Yan dał mi się poznać jako twórca świadomy, zręcznie unikający
fałszu i nadmiaru detali. Jako doskonały prozaik, który nie
pozwala ponosić się słowom, ale sam prowadzi swoją historię od
początku do końca.
Jeśli chodzi o wątki
autobiograficzne, Mo Yan okazuje się być powściągliwym pisarzem.
Pamięć do szczegółów ma znakomitą, a jednak nie zdradza
wszystkiego ze swojej przeszłości, zwłaszcza gdy chodzi o sprawy
głęboko osobiste i intymne. Nie ma też w zwyczaju oceniać,
dzielić się wnioskami ze swoich rozważań, piętnować coś czy
chwalić. Widać, że starannie przemyślał, które zdarzenia staną
się podstawą jego książki. Nie powinniśmy się zatem spodziewać,
że „Zmiany” dostarczą nam faktów, które obejmują to, co
zazwyczaj uważamy za najważniejsze dla każdego człowieka.
Począwszy od dnia narodzin, opisów członków najbliższej rodziny
czy – co mogłoby być dla nas szczególnie interesujące jako
czytelników z Zachodu - wpływu, jaki na bieg ich życia miała
rewolucja i towarzysz Mao. Owszem, i takie informacje znajdziemy w
tekście, ale podane są one subtelnie, jakby mimochodem, podczas gdy
na plan pierwszy wysuwają się zupełnie inne wydarzenia i osoby.
Wśród nich najważniejsi wydają się być znajomi ze szkoły –
piękna Lu Wenli oraz obrotny He Zhiwu. Znaczącą postacią, chociaż
już drugoplanową, jest także ojciec dziewczyny, kierowca
radzieckiej ciężarówki GAZ 51, pamiętającej jeszcze wojnę w
Korei i będącej jedynym autem w wiosce.
Tytułowe „Zmiany” Mo
Yana dotyczą coraz lepszych warunków życia i materialnych objawów
gospodarczego podźwignięcia się Chin. Tego typu wzmianki pojawiają
się w opowieści narratora w sposób naturalny, a przedstawione są
z punktu widzenia człowieka z biednej, wiejskiej rodziny, która do
uprawy roli jeszcze w latach 80. używała motyk zamiast maszyn
rolniczych. Nic dziwnego, że takich ludzi mogła olśnić
automatyczna maszyna do lepienia pierożków, a stara ciężarówka z
demobilu była dla nich oznaką wysokiego statusu społecznego.
Narrator Mo Yana, jego
alter ego, przeżywa swoje wzloty i upadki, marzy o tym, by wyrwać
się ze swojej prowincjonalnej wsi, zrobić karierę i tak właśnie
odwdzięczyć się rodzicom. Skrupulatnie korzysta z każdej
nadającej się okazji. Rozpacza, gdy los zdaje się mu nie sprzyjać.
Gdy w końcu osiąga upragniony awans społeczny, okazuje się, że
upływ lat nie zmienił tylko jednego – mentalności samych
Chińczyków. Ostatnia scena uświadomiła mi wyraźnie, jak bardzo
bohaterowie Mo Yana są zależni od innych. Nie brak im talentów ani
odwagi, ale bywają bardzo praktyczni w doborze przyjaciół, a nawet
współmałżonków. Będę jednak sprawiedliwa – w „Zmianach”
nie brakuje też zwykłej ludzkiej życzliwości. Ot, kulturowa
zagwozdka!
Za książkę dziękuję
Wydawnictwu W.A.B.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz